Mój
mały pomocnik postanowił pomóc mi w przygotowaniu ziołowej wystawki na naszą
kuchenną wyspę. Uwielbiam, jak robimy coś kreatywnego, niebanalnego razem. Wykorzystaliśmy
nasionka i ziemię, którą otrzymaliśmy w prezencie od ulubionej cioci. Dziecko
samo zasadziło je (za moją lekką instrukcją), po czym podlało wodą, a teraz już
tylko wypatruje efektów swojej pracy. Codziennie zagląda, czy roślinki już może
widać. Bazylia i szczypiorek wczoraj dopiero się pokazały. Jaka była euforia! Synek
ma teraz zajęcie. Przychodzi, dogląda, pyta mnie, czy może podlać. I czeka, aż
wyrosną.
Nie
możemy sobie pozwolić na zwierzaka w domu, ale na roślinkę? Czemu nie. Z
pewnością będzie to i okazja do nauki. A jakiej? Nauczy się przy tym nazw
roślin, sadzenia i ich pielęgnacji. A co najważniejsze - dbać o nowe życie. Ma
swojego podopiecznego i teraz wie, że jest za niego odpowiedzialny. Jeśli zapomni
o podlewaniu, roślinka zwiędnie.
Jedyny
problem, jaki będziemy teraz mieć, to ze zjedzeniem tych roślinek. :-) Otóż
teraz są one kompanem, a nie zwyczajnym pokarmem. „Mamo, one czują, muszę do
nich mówić, by nie były samotne”. I cóż, twarożek będzie bez szczypiorku, a sos
pomidorowy bez bazylii… Za to lekcja – przesmaczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz