Gdy myślę o
swoim dzieciństwie, na myśl przychodzą mi najlepsze chwile spędzone na rodzinnej
działce, zabawy pod namiotem, w chowanego, zabawa w „gotowanie” z trawy, hula-hop,
wielka metalowa balia, w której uczyło się robaki pływać na miniaturowych tratwach
z kory drzew, jeden pluszowy miś do przytulania, dwie lalki, metalowa ciuchcia
jeżdżąca po torach, drewniane klocki o różnych kształtach, skakanka, kredy i
mała tablica do pisania … zabawy, zabawki pozbawione tchu nowoczesności, elektronicznej
duszy, a aktualne do dziś…
Dzisiejsze
dziecko ma dostęp do wszystkiego. Już od najmłodszego, czy to grający zabawkowy
telefon, stoliczki edukacyjne z dźwiękowymi i świetlnymi efektami, samo
jeżdżące samochodziki i te na pilota, minitablety dla maluchów; zabawki na
baterie, z wbudowanym minikomputerem, jednym słowem elektronika, nowoczesność
nadają prym. Wchodząc do sklepu z zabawkami, dostajemy oczopląsu. Mało tego,
jeśli zabierzemy tam ze sobą dziecko, z pewnością wyjście ze sklepu będzie dla
nas nie lada sztuką umiejętnego negocjowania z dzieckiem. :-) A nasza pociecha
nawet nie ogarnie tej horrendalnej ilości i wybór będzie jedynie udręką, a nie
przyjemnością.
Trochę mnie to
przeraża. 4-letnie dziecko wie już jak korzystać z telefonu komórkowego, na
kolejne urodziny dostaje własnego tableta, na jeszcze kolejne smartfona, upsss…
na jeszcze kolejne – prezent okazuje się prawdziwym wyzwaniem. Boję się tego
zatracenia w postępie, w nowoczesnym byciu, które pochłania już w jakimś
stopniu i nasze dzieci. Pytanie – dokąd ta droga, czego uczy? Że wszystko
możliwe i lepsze to co nowsze, wzbogacone o elektroniczne gadżety, że zwykłe
dawniejsze zabawki to już nuda, przeżytek? Drewniana kolejka, napędzana siłą własnych
rąk staje w konkurencji z elektryczną, wydającą zbliżone do prawdziwych dźwięki,
z włączanymi światłami, a przy tym bogatą w kolory i piękne detale… Ja bym
wybrała tę drewnianą, a dzisiejsze dziecko? …
Gdybym mogła
zatrzymałabym ten bieg, pogoń za nowoczesnością. Oszczędziłabym dzieciom, bo
wiem, że byłoby to dla nich lepsze. Zwróciłyby swoją uwagę na zupełnie inne
sprawy, na czerpanie z życia radości bez udziału materialnego dziadostwa, które
dość często jest nam wciskane pod pozorem bycia „edukującą zabawką”, czymś, co
sprawi frajdę tak naprawdę chyba tylko oczom.
Smutne jest, że
nawet jeśli uda mi się otaczać moje dzieci dobrymi wzorami, to prędzej czy
później usłyszę pytania: „mamo, a dziś u kolegi bawiliśmy się takim super
nowoczesnym samochodem, którym zmienia się w robota … a dlaczego ja takiego nie
mam? A tam u niego były jeszcze…”
Nie chcę
słyszeć euforii, dużych emocji typu „wow” od moich pociech na widok „super”
zabawek, które krzyczą „podziwiaj mnie i patrz ile mam możliwości”; a jednak
wiem, że prędzej czy później to nastąpi. Bo nie tylko ja mam na to wpływ, ale
całe otoczenie, w którym dziecko się wychowuje, w którym po prostu egzystuje…
Póki mogę,
staram się to opóźnić… Najmłodszy bawi się właśnie drewnianą kaczką, prowadzoną
na kijku… wydającą śmieszny dźwięk „klap klap” poprzez uderzanie gumowych
łapek. A Starszy po raz kolejny stawia drewniane miasto na podłodze, w którym
za chwilę zadzieje się nowa akcja…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz