piątek, 1 maja 2015

Nowe, nowsze, nowoczesne - dzisiejsza zabawka



Gdy myślę o swoim dzieciństwie, na myśl przychodzą mi najlepsze chwile spędzone na rodzinnej działce, zabawy pod namiotem, w chowanego, zabawa w „gotowanie” z trawy, hula-hop, wielka metalowa balia, w której uczyło się robaki pływać na miniaturowych tratwach z kory drzew, jeden pluszowy miś do przytulania, dwie lalki, metalowa ciuchcia jeżdżąca po torach, drewniane klocki o różnych kształtach, skakanka, kredy i mała tablica do pisania … zabawy, zabawki pozbawione tchu nowoczesności, elektronicznej duszy, a aktualne do dziś…
Dzisiejsze dziecko ma dostęp do wszystkiego. Już od najmłodszego, czy to grający zabawkowy telefon, stoliczki edukacyjne z dźwiękowymi i świetlnymi efektami, samo jeżdżące samochodziki i te na pilota, minitablety dla maluchów; zabawki na baterie, z wbudowanym minikomputerem, jednym słowem elektronika, nowoczesność nadają prym. Wchodząc do sklepu z zabawkami, dostajemy oczopląsu. Mało tego, jeśli zabierzemy tam ze sobą dziecko, z pewnością wyjście ze sklepu będzie dla nas nie lada sztuką umiejętnego negocjowania z dzieckiem. :-) A nasza pociecha nawet nie ogarnie tej horrendalnej ilości i wybór będzie jedynie udręką, a nie przyjemnością.
Trochę mnie to przeraża. 4-letnie dziecko wie już jak korzystać z telefonu komórkowego, na kolejne urodziny dostaje własnego tableta, na jeszcze kolejne smartfona, upsss… na jeszcze kolejne – prezent okazuje się prawdziwym wyzwaniem. Boję się tego zatracenia w postępie, w nowoczesnym byciu, które pochłania już w jakimś stopniu i nasze dzieci. Pytanie – dokąd ta droga, czego uczy? Że wszystko możliwe i lepsze to co nowsze, wzbogacone o elektroniczne gadżety, że zwykłe dawniejsze zabawki to już nuda, przeżytek? Drewniana kolejka, napędzana siłą własnych rąk staje w konkurencji z elektryczną, wydającą zbliżone do prawdziwych dźwięki, z włączanymi światłami, a przy tym bogatą w kolory i piękne detale… Ja bym wybrała tę drewnianą, a dzisiejsze dziecko? …
Gdybym mogła zatrzymałabym ten bieg, pogoń za nowoczesnością. Oszczędziłabym dzieciom, bo wiem, że byłoby to dla nich lepsze. Zwróciłyby swoją uwagę na zupełnie inne sprawy, na czerpanie z życia radości bez udziału materialnego dziadostwa, które dość często jest nam wciskane pod pozorem bycia „edukującą zabawką”, czymś, co sprawi frajdę tak naprawdę chyba tylko oczom.
Smutne jest, że nawet jeśli uda mi się otaczać moje dzieci dobrymi wzorami, to prędzej czy później usłyszę pytania: „mamo, a dziś u kolegi bawiliśmy się takim super nowoczesnym samochodem, którym zmienia się w robota … a dlaczego ja takiego nie mam? A tam u niego były jeszcze…”
Nie chcę słyszeć euforii, dużych emocji typu „wow” od moich pociech na widok „super” zabawek, które krzyczą „podziwiaj mnie i patrz ile mam możliwości”; a jednak wiem, że prędzej czy później to nastąpi. Bo nie tylko ja mam na to wpływ, ale całe otoczenie, w którym dziecko się wychowuje, w którym po prostu egzystuje…
Póki mogę, staram się to opóźnić… Najmłodszy bawi się właśnie drewnianą kaczką, prowadzoną na kijku… wydającą śmieszny dźwięk „klap klap” poprzez uderzanie gumowych łapek. A Starszy po raz kolejny stawia drewniane miasto na podłodze, w którym za chwilę zadzieje się nowa akcja…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz