Często
uważamy, że doskonale wiemy, jak należy wychować dziecko, bo to my jesteśmy
mamami, rościmy sobie większe prawo, bo to przecież my nosiłyśmy je w brzuchu,
my je rodzimy, czujemy, że nasz instynkt macierzyński nas do tego uprawnia, dominuje
nad wszystkim. Jesteśmy ważne, ale jaka jest rola taty i zakres kompetencji
wychowawczych? Czy rozmawiamy o tym, czy po prostu wyznaczamy partnerom granice,
które wydają nam się słuszne, a druga strona zwyczajnie je przyjmuje?
W
większości przypadków bywa, że mama ma więcej do powiedzenia. Może i z racji
czasu, który spędza z dzieckiem, z racji lepszego wyczucia, co i jak, kiedy
należy zrobić…, tak, tej kobiecej i matczynej intuicji, ale i też lepszego
poznania dziecka od momentu jego poczęcia. Tacie bardzo chętnie pozostawiamy tę
mniej wygodną lub mniej przyjemną sferę do ogarnięcia. Mamy biorą na siebie
bardziej ambitne działania typu kreatywne zabawy, naukę, rozmowy. Bywa i tak,
że po prostu tata w naszych oczach nie jest gotowy do takich zadań, choćby
dlatego, że wraca zmęczony z pracy, czy też przewidujemy dla niego inny zestaw
spraw do załatwienia. Często to wyłącznie nasza zbyt szybka i błędna ocena.
Oczywiście
nie w każdej rodzinie tak jest. Są i tatusiowie, którzy wręcz bardzo chętnie
wyskakują z inicjatywą, angażują dzieci w różnego rodzaju edukujące zabawy,
organizują im naprawdę kreatywne formy spędzenia czasu. A mamy im ustępują pola.
Bo przecież warto czasem odpuścić, nie udowadniać, że my tylko coś potrafimy, warto
spytać, czy tata przypadkiem nie chciałby przejąć naszego udziału przy poszczególnych
zajęciach z dzieckiem, otwarcie porozmawiać o tym, co by go satysfakcjonowało,
a czego wolałby się nie podejmować. Żeby poczuł się jako rodzic, wychowawca i
opiekun na równi z nami.
Angażujmy
zatem tatusiów najczęściej jak możemy, dzieci równie w dużej mierze potrzebują
ich jako kompanów do rozmów, zabaw, nauki, czy towarzyszy spacerów, jak nas
mamy. Czasem też warto pozostawić tatom bardziej odpowiedzialne zadania – by
poczuli się docenieni jako opiekun i rodzic. Takie poczucie wartości bardzo
buduje i wpływa na rodzinne relacje na każdej ich płaszczyźnie.
Mój
Maciuś taki był dumny ostatnio, gdy to tata nauczył go prawidłowo trzymać
kredkę w dłoni. Z kolei tata był dumny i z uśmiechem pokazywał „efekt” jego
działań, mówiąc „to moja szkoła”. Nawet nie wiedziałam specjalnie o całej tej misji.
Zobaczyłam po prostu, jak moje dziecko świetnie sobie radzi teraz z malowaniem,
a najważniejsze było w tym wszystkim obustronne zadowolenie moich chłopaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz