Nigdy
nie zgodzę się z tezą, że uczuć nie trzeba artykułować, że one po prostu są i
się je czuje, a to w zupełności wystarczy. Człowiek już tak jest skonstruowany,
że potrzebuje słów, czy to uznania, komplementów, aprobaty, czułości, czy
pocieszenia … Oczywiście najlepiej jak idzie to w parze z gestami, ale niekiedy
w natłoku codziennych spraw, obowiązków, pracy, opieki nad dziećmi, a z tym
towarzyszącej codziennej porcji stresu, że z czymś nie zdążymy, że coś nam nie
wyszło, że kolejnego dnia czeka nas jakaś ważna bądź i nawet nieprzyjemna
sprawa do załatwienia, zapominamy o słowach i ograniczamy się jedynie do tych drobnych
gestów. Jakże ważne są te słowa dla naszej kondycji psychicznej, dla dobrego
samopoczucia, dla zdrowia, dla budowania prawidłowych relacji w gronie
najbliższej rodziny, z innymi ludźmi. Nie dotyczy to jedynie dorosłych. Dzieci
tak samo mogą czerpać korzyści, jeśli potrafią nazywać swoje emocje, rozmawiać
o nich, przekazywać w słowach swoje odczucia. Dlatego uczmy i nasze dzieci już
wcześnie … kiedy jest ten odpowiedni moment? To chyba każdy indywidualnie potrafi
ocenić. U mnie zaczęliśmy te nasze rozmowy o emocjach, jak synek skończył 1,5
roku. Choć już niejednokrotnie „rozmawiałam” z nim, gdy był jeszcze malutki :-),
w moim brzuszku. Ale te 1,5 roku to dobry moment, dziecko już potrafi niekiedy
samemu dużo ubrać w słowa. I słucha, jest ciekawe wszystkiego. Teraz jestem
szczęśliwa, że mój Maciuś wie co znaczy „lubić”, „kochać”. Czasem, gdy widzi
mnie zamyśloną, zmartwioną, podchodzi i przytula mówiąc: „mama, nie smuć się,
ja przecież bardzo cię kocham”. To chwile bezcenne, takie, dla których warto
żyć. I zachwyca mnie, że sam potrafi wyczuć momenty, kiedy ktoś najzwyczajniej
potrzebuje usłyszeć coś takiego. Stworzyliśmy z synkiem taki codzienny rytuał,
niezależnie od okazji, czy humoru, zawsze każdego dnia jest czas na przytulanie
się i te piękne magiczne słowa. Takimi słowami potrafię go nawet „rozbroić”,
gdy jest obrażony, czy też złości się z jakiegoś powodu. Nie uważam, by było to
formą rozpieszczania. Nigdy nie szczędzę dziecku słów, które są potrzebne do jego
prawidłowego rozwoju, poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym. Żyjemy w dość „ciężkim”
świecie i tym bardziej takie słowa są po prostu nam niezbędne, by oddech w
zwykłej, czasem uwikłanej w różne sprawy codzienności był lżejszy.
Nie
ma miejsca na wstyd, bo pięknych słów nie można się wstydzić, dlatego „kocham”
powinno być jednym z naszych ulubionych słów. U mnie wpisuje się ono w słownik
codziennego użytku. I tego uczę moje dzieci. Wiem, że to nauczy ich bycia
dobrymi, empatycznymi, wrażliwymi ludźmi.
Dziś
Maciuś podszedł do mnie i spytał: „mama, czy jak jestem niegrzeczny, to kochasz
mnie troszeczkę mniej, a jak jestem grzeczny, to bardzo bardzo mocno?” Tak … w
takich chwilach dusza się uśmiecha…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz