środa, 18 marca 2015

Słowa z magiczną mocą – ich nigdy dość



Nigdy nie zgodzę się z tezą, że uczuć nie trzeba artykułować, że one po prostu są i się je czuje, a to w zupełności wystarczy. Człowiek już tak jest skonstruowany, że potrzebuje słów, czy to uznania, komplementów, aprobaty, czułości, czy pocieszenia … Oczywiście najlepiej jak idzie to w parze z gestami, ale niekiedy w natłoku codziennych spraw, obowiązków, pracy, opieki nad dziećmi, a z tym towarzyszącej codziennej porcji stresu, że z czymś nie zdążymy, że coś nam nie wyszło, że kolejnego dnia czeka nas jakaś ważna bądź i nawet nieprzyjemna sprawa do załatwienia, zapominamy o słowach i ograniczamy się jedynie do tych drobnych gestów. Jakże ważne są te słowa dla naszej kondycji psychicznej, dla dobrego samopoczucia, dla zdrowia, dla budowania prawidłowych relacji w gronie najbliższej rodziny, z innymi ludźmi. Nie dotyczy to jedynie dorosłych. Dzieci tak samo mogą czerpać korzyści, jeśli potrafią nazywać swoje emocje, rozmawiać o nich, przekazywać w słowach swoje odczucia. Dlatego uczmy i nasze dzieci już wcześnie … kiedy jest ten odpowiedni moment? To chyba każdy indywidualnie potrafi ocenić. U mnie zaczęliśmy te nasze rozmowy o emocjach, jak synek skończył 1,5 roku. Choć już niejednokrotnie „rozmawiałam” z nim, gdy był jeszcze malutki :-), w moim brzuszku. Ale te 1,5 roku to dobry moment, dziecko już potrafi niekiedy samemu dużo ubrać w słowa. I słucha, jest ciekawe wszystkiego. Teraz jestem szczęśliwa, że mój Maciuś wie co znaczy „lubić”, „kochać”. Czasem, gdy widzi mnie zamyśloną, zmartwioną, podchodzi i przytula mówiąc: „mama, nie smuć się, ja przecież bardzo cię kocham”. To chwile bezcenne, takie, dla których warto żyć. I zachwyca mnie, że sam potrafi wyczuć momenty, kiedy ktoś najzwyczajniej potrzebuje usłyszeć coś takiego. Stworzyliśmy z synkiem taki codzienny rytuał, niezależnie od okazji, czy humoru, zawsze każdego dnia jest czas na przytulanie się i te piękne magiczne słowa. Takimi słowami potrafię go nawet „rozbroić”, gdy jest obrażony, czy też złości się z jakiegoś powodu. Nie uważam, by było to formą rozpieszczania. Nigdy nie szczędzę dziecku słów, które są potrzebne do jego prawidłowego rozwoju, poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym. Żyjemy w dość „ciężkim” świecie i tym bardziej takie słowa są po prostu nam niezbędne, by oddech w zwykłej, czasem uwikłanej w różne sprawy codzienności był lżejszy.
Nie ma miejsca na wstyd, bo pięknych słów nie można się wstydzić, dlatego „kocham” powinno być jednym z naszych ulubionych słów. U mnie wpisuje się ono w słownik codziennego użytku. I tego uczę moje dzieci. Wiem, że to nauczy ich bycia dobrymi, empatycznymi, wrażliwymi ludźmi.
Dziś Maciuś podszedł do mnie i spytał: „mama, czy jak jestem niegrzeczny, to kochasz mnie troszeczkę mniej, a jak jestem grzeczny, to bardzo bardzo mocno?” Tak … w takich chwilach dusza się uśmiecha…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz