czwartek, 26 marca 2015

Wybieram ciebie, nie siebie …



Chcesz sobie kupić buty, idziesz na zakupy... i wracasz z zabawką lub pysznościami dla twojej pociechy. Odkąd są dzieci, takie wybory wpisują się w każdy dzień. A co w tym najlepsze? Że nie ma rozczarowania, jakiegoś żalu, bo wystarczy uśmiech dziecka i myślisz sobie, eee, co tam buty, innym razem, przecież mam jeszcze inne, nawet jeśli są już niemodne i podniszczone. I potrafisz tak kolejny rok chodzić w starych butach.
Dziecko weryfikuje nasze wybory. To ono staje się naszym priorytetem. Wszystko inne idzie za. Zaskakuje mnie zawsze fakt, że przychodzi to tak naturalnie, lekko. Nie myślę o tym, co tracę, czego nie mogę, na co sobie nie pozwolę tym razem. Po prostu cieszę się radością mojego dziecka, które czerpie z tego same korzyści. To piękne. I właściwe. Moje ego nie cierpi, nie czuje żalu, nie ma pretensji. Uczy się cierpliwości, czekania na swój czas.
Chyba tylko my, mamy, jesteśmy zdolne do takich poświęceń, wielkich wyrzeczeń, do wspaniałomyślności bez ograniczeń w przypadku dziecka. Sobie odjąć, by dać dziecku… A jedyne, co nam przyświeca, to miłość, chęć uszczęśliwiania naszych pociech.
Po dzisiejszych zakupach do lodówki trafił prawdziwy twardy ser kozi, ten z najwyższej półki. Syn go uwielbia. Ja zresztą też. :-) Wiem, że jest zdrowszy niż inne. Jadł z apetytem, a ja cieszyłam się, że mu smakowało.
I wtedy naprawdę cieszę się, że potrafię z czegoś zrezygnować, odmówić sobie innej przyjemności, aby widzieć dziecko uradowane. Ba… i jeszcze sprawiać, że zdrowo je. Podwójnie słuszny wybór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz