Jest pora zasypiania. Starszy synek ładuje
się do łóżka obok mnie. Z drugiej strony młodszy już śpi. Rączką przytrzymuje moją
pierś, którą przed chwilą jeszcze czule głaskał, wtulał. Jak zwykle zasypia po
karmieniu. Teraz pora na starszego, bajka, przytulanie i obowiązkowo pieprzyk
tuż pod moim obojczykiem. Mąż w żartach pyta „znowu się loguje?”. Odpowiadam
„jakby inaczej”… Bez logowania nie zaśnie spokojnie.
Podczas gdy u innych mam są to włosy, nogi, brzuch
czy dłonie, mojego dziecka „fetyszem” stał się malutki pieprzyk.
Już jako niemowlę często sięgał do niego
rączką, bardzo interesowała go ta ciemna, lekko wypukła kropka na moim ciele.
Tym bardziej, że była zawsze na widoku, za każdym razem, gdy go karmiłam,
tuliłam, kołysałam, miał ją na wyciągnięcie rączki. Próbował drapać, a ja się
denerwowałam, odsuwałam rączkę, ale podejmował kolejne i kolejne próby, by go
choć na chwilę dotknąć. Tak do dziś, kiedy to ma już prawie 4 latka. Pieprzyk
towarzyszy mu przede wszystkim do snu, ale i w chwilach, kiedy potrzebuje się
przytulić, kiedy mu smutno … Przykłada do niego dłoń lub dotyka opuszkiem palca,
a po pewnej chwili puszcza i mówi „już”. Jak mu zabraniam, złości się i płacze.
Próbuję z nim rozmawiać, czemu tak bardzo go potrzebuje, ale jest jeszcze za
mały, by mi to wytłumaczyć, ogranicza się do
„mamo, ja go kocham”, „on mi pomaga zasnąć”.
I gdy wydaje mi się, że już znalazłam dla
niego alternatywę, podając synkowi swoją dłoń do trzymania, po chwili znów
czuję rękę szukającą tego „magicznego” punktu. Czasem śmieję się w duchu, że
jest on jak kontakt, do którego moje dziecko podłącza się na chwilę, by
naładować energię.
Bardzo chciałabym wiedzieć, co synek wtedy
myśli. Intryguje mnie ta dziecięca fascynacja, wręcz obsesja. Czym jest dla
niego pieprzyk? Namiastką karmiącej go kiedyś piersi, a może „drugą” pępowiną?
Wiem jedno, że jest dla niego niezmiernie istotny, bo daje mu ukojenie,
poczucie bezpieczeństwa i spokojny sen. Jak mogłabym mu odmówić … On ma swój
pieprzyk, podczas gdy młodszy braciszek jeszcze pierś. A ja w myślach uśmiecham
się do siebie, przecież „każdy ma jakiegoś bzika…”. Nawet dziecko, u którego
nie ma to zupełnie żadnego podtekstu, jest czymś zupełnie niewinnym. Kiedyś i
tak z tego wyrośnie. Dlatego pozwalam mu cieszyć się tą częścią mnie, którą tak
bardzo sobie upodobał.
A jakie są „fetysze” waszych dzieci? Jaka
jest ich ulubiona „część” mamy? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz